nr. 42
VICTORIA, BC, luty 2013
NavBar

INFORMACJE 
LOKALNE
ważne adresy i kontakty

NADCHODZĄCE IMPREZY
I WYDARZENIA

Walne Zebranie
Dom Polski 3 Marca

Konkurs Być Polakiem
Nagroda wakacje w Polsce



ARTYKUŁY

Od Redakcji


Edward Kamiński
Masa Krytyczna

Polacy w Angliii

Stowarzyszenie
Orzeł Biały

Trochę historii

Ewa Caputa -
Bibiloteka

w Domu Polskim

Marian Hemar -
Tuwim

w 60tą rocznice

Darek Galon. -
życie jest świętem

w hołdzie Malwinie Galon

List Czytelnika
z podziekowaniami

Biesiada
Co się Na-winie

fotoreportaż

Rozmaitości


Indeks autorów

Edward Kamiński

Masa krytyczna

Emigracja wymknęła się Brytyjczykom spod kontroli. Znane w fizyce zjawisko reakcji w skutek przekroczenia masy krytycznej, w przenośni, obserwujemy ostatnio na wyspach brytyjskich. Gwałtowny napływ emigracji zarobkowej znacznie pogorszył tam atmosferę wokół przybyłych. Miano masy krytycznej przypadło niestety Polakom, a zapłon reakcji spowodowało spowolnienie ekonomiczne w Unii Europejskiej. W spisie powszechnym z końca 2011 r. do polskości w Anglii i Walii przyznało się 579 tys. osób. Do tego należało dodać niesprecyzowaną ilości Polaków w osobnym spisie autonomicznej Szkocji. Łącznie mówiło się o 700 tys. rodaków, a po ostatnim roku nawet o milionie. Prawdopodobnie wyprzedzamy nawet Hindusów, których według spisu było 694 tys. Więcej niż naszych w Wielkiej Brytanii jest tylko Brytyjczyków. Zdaniem niektórych publicystów, polski stał się drugim językiem w Anglii. To największy fenomen zmian społecznych w ostatnim dziesięcioleciu na Wyspach.

Takiego napływu Polaków na Wyspy nikt się nie spodziewał – ani w Warszawie, ani w Londynie. Od 2001 r. liczba ich wzrosła dziesięciokrotnie. W 2004 r. laburzystowski rząd Tony Blair otworzył rynek pracy dla obywateli z krajów Unii Europejskiej. W czasach wojny z terrorem obawiał się wzrostu liczby muzułmanów i tym zabiegiem zamierzał zachować równowagę etniczną kraju. Wielka Brytania była atrakcyjnym krajem dla poszukujących lepszych zarobków. Wtedy to z Polski przyjętej do UE ruszyły „za chlebem” największe zastępy na podbój wysp brytyjskich. Coraz częściej mówi się teraz w Anglii i Walii, że David Cameron dał w ciągu roku tyle miejsc pracy Polakom, ile Donald Tusk nie mógł zaoferować w ciągu 5 lat.

Najliczniejsza grupa Polaków przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii zatrzymywała się w poszukiwaniu pracy w Londynie i tam pozostawała. Inne, kolejne rejony z największa ilością przybyszów znad Wisły to miejscowości w południowo wschodniej części wyspy i wschodniej w trzeciej kolejności.

Do czasu, gdy rynki były stabilne, ekonomiści sądzili, że oznaki nadciągającego kryzysu to tylko chwilowe trudności systemu finansowego, Polaków traktowano przychylnie. Wbrew krążącym dowcipom o polskim hydrauliku i narzekaniom, że miejscowym trudniej o pracę, przeważały pozytywne opinie. Mówiono - Polacy są bardzo pracowici, wydajni na budowach, w handlu, restauracjach i administracji. Politolog z Notthingam Trent University powiedział, że polska emigracja w ciągu ostatnich 8 lat zmieniła się: nie widziałem polskiego hydraulika, za to – podkreślił -spotkałem wielu akademików, programistów, inżynierów i doktorantów. Organizacja Polskich Profesionalsistów w Londynie zrzesza Polaków, którzy wybili się i pracują na wyższych stanowiskach w bankach czy korporacjach. Zdaniem Alana Shipman, eksperta Open University w Milton Kenes, Polacy przywieźli do Anglii „nowe jedzenie, nowego rodzaju religijność” i dali brytyjskiej kulturze ”nową dynamikę”. Tak znaczna ilość Polaków spowodowała widoczne zmiany w handlu. W każdym większym supermarkecie Tesco pojawiły się „polskie półki”, specjalnie dla towarów znad Wisły. W samym Londynie doliczono się ponad 100 polskich sklepów. Nie wszystkie prowadzone są przez Polaków. Również Hindusi czy też Pakistańczycy odkryli, że to dobry interes. Zwłaszcza w dużych ośrodkach Polacy mają do wyboru polskie restauracje, puby, polskie jedzenie i polskie firmy usługowe. Widoczna jest też polska kultura: prasa, polskie filmy i życie artystyczne.

Niestety takie nasycenie „polskością” na Wyspach, w czasie narastających tam problemów ekonomicznych, wzrastającego bezrobocia, jak przysłowiowa kropla przepełniła czarę. Pochwały – jak to Polacy przyczynili się do wzrostu gospodarczego, ustąpiły nieprzychylnym artykułom codziennej prasy. Ostatnio nasiliła się wręcz nagonka na emigrantów, zwłaszcza przybyszów z krajów wschodniej Europy. Mniejsza o niewybredne dowcipy w prasie bulwarowej i wysoko ocenianym „Times”, jak np. apropos języka – „Polacy są wzruszeni i wdzięczni, że wolno im mieszkać w kraju, gdzie ludzi stać na samogłoski w słowach”. Można bowiem odciąć się, że wystarczy posłuchać niektóre spikerki w BBC jak połykają końcówki słów, cedząc przez zęby – ale po co? Inny dowcip: „Kiedyś mieszkaniec Londynu mógł być pewny, że w odległości sześciu jardów na pewno jest jakiś szczur. Teraz w odległości sześciu jardów na pewno jest ogórek kiszony”. Ten można położyć na karb niewyszukanej kuchni angielskiej, która nie odkryła jeszcze wielu produktów, którymi delektują się inni w Zjednoczonej Europie. Trudno jednak zignorować impertynencje. Oto w lutym br., w tymże wiodącym, wysoko nakładowym dzienniku społeczno politycznym „Times” znany publicysta Giles Coren skrytykował antysemityzm, posługując się parodią głupkowatego Polaka – antysemity. „W Polsce jak ktoś nie lubi Żyda, wrzuca go do studni, zapija wódką, pośmieje się, ha,ha, zaleje studnię betonem i zatańczy na grobie. A potem przeprosi za niezamierzoną obrazę”. Szyderczy tekst napisał łamanym angielskim, właściwym dla niedouczonych emigrantów.

Inny, publicysta tegoż dziennika – Edward Lucas przyznał, że Polacy są postrzegani stereotypowo i negatywnie: „Brytyjski stereotyp Polaka jest mylący: zrzędliwy, niechlujny, śmierdzący gość popijający piwko na ławce”. ”Brytyjscy dziennikarze uważają – pisze w felietonie Lucas – że Polacy to jedyna grupa etniczna, z której można drwić do woli. Wątpię, by jak jakakolwiek duża gazeta, pisząc o emigrantach z Karaibów, pozwoliła sobie na protekcjonalne uwagi o reggae, kozim curry i piwie imbirowym, albo żartowała, robiąc aluzje do niewolnictwa, voodoo, mafii i uzależnieniu od narkotyków”. „Z żadnej innej grupy etnicznej nie można u nas tak bezkarnie drwić” – ocenia publicysta.

Znaczące jest, że krytyczny felieton Lucasa ukazał się nie na łamach jego, macierzystego „Timesa”, lecz w „European Voice” - anglojęzycznym tygodniku wydawanym w Brukseli, poświęconym informacjom z UE i analizom wydarzeń światowych. „Times” nie jest byle jaką gazetką w UK - odzwierciedla aktualną politykę i wydarzenia gospodarcze kraju. Charakterystyczną cechą pisma jest działalność specjalnego komitetu powierniczego, który czuwa nad merytorycznym poziomem pisma. W skład komitetu wchodzą osoby cieszące się publicznym zaufaniem. Można więc przypuszczać, że „naloty” na emigrację odbywają się za cichą zgodą rządu Camerona. Będzie mu łatwiej przyhamować napływ imigrantów, gdy „wola ludu” zacznie się tego zdecydowanie domagać. Już teraz coraz częściej, choć jeszcze sporadycznie społeczeństwo wyraża swoje niezadowolenie.

W czasie, gdy to piszę, na internetowym Forum Polaków w UK ukazała się między innymi informacja o wydarzeniu w Bradford, w czwartym, największym mieście na wyspie:
„Siostra wraz z rodziną mieszka od 3 lat w Bradford. Do tej pory było tam spokojnie, jednak ostatnio zaczęto kopać w drzwi, rzucać kamieniami w okna i wykrzykiwać teksty w stylu „Polacy spier… do domu”. Od wczoraj zaczął się koszmar. Kamyki zamieniły się w cegłówki i pustaki. Wybito im prawie wszystkie okna w domu. i uszkodzono sporo przedmiotów wewnątrz. Siostra wraz z 3 małymi (2 i 3 lata) dziećmi musiała uciekać z domu w obawie o życie! Wczoraj 3 razu na miejscu zjawiła się policja, jednak 15 minut po ich wizycie poleciały kolejne cegły”.

Od chuliganów i wandali nie jest wolny żaden kraj na świecie. Od utrzymania w ryzach tego rodzaju elementów jest prawo i policja. Nie ulegając emocjom, wydarzenie w Bradford należy uznać, jako kryminalny akt przeciwko prawu demokratycznego państwa. Nie można oceniać społeczeństwa kraju przez pryzmat zajścia. Tak też nie można oceniać całej, polskiej imigracji na podstawie zachowania i czynów podobnych wyrzutków. Otwarte granice – marzenie wielu pokoleń - umożliwiły swobodne przemieszczania się od wschodnich granic do najdalszych zakątków zjednoczonej Europy. Obok osób, które opuściły Polskę w poszukiwaniu lepszych warunków do życia, z okazji skorzystali (niewielki „odprysk”) – cwaniacy, nieroby, chuliganie i złodzieje. W zmasowanym ruchu turystycznym, poza normalnymi turystami z Wielkiej Brytanii, też odwiedzają Polskę tacy, którzy sądzą, że kultura to tylko to, co znajduje się w jogurcie. Korzystają z przystępnych dla nich cen i możliwości rozróby, bo kraj jest gościnny w myśl staropolskiej zasady – „Gość, choć świnia, swoje prawa ma”. Niejednokrotnie dali się poznać np. w Krakowie biegając w pijanym widzie z gołymi tyłkami wokół zabytkowego Rynku. Tylko służba porządkowa wie ile pracy włożyła już w oczyszczanie zarzyganych bram i obsiusianych miejsc publicznych. Kierując się gościnnością, Policja wkraczała tylko w drastycznych wypadkach zakłócania porządku i bijatykach. W końcu przebrała się miarka. Pijanych delikwentów zaczęto odstawiać na lotnisko do powrotu na Wyspy, ale nie było dotąd głosów oceny społeczeństwa brytyjskiego na tej podstawie.

Stereotypowe stwierdzenia w prasie brytyjskiej, że „Polak jest zrzędliwy, niechlujny i śmierdzący” zaprzecza osławionej zasadzie „fair play”, którą tak szczycą się Brytyjczycy. Czyżby obowiązywała ona tylko gentlemanów na polach golfowych w czasie rozgrywek? Swoją drogą trudno nawet sobie wyobrazić, że podobne, prasowe nagonki etniczne mogłyby zaistnieć w naszym, kanadyjskim zlepku wielu kultur świata.

  Następny artykuł:

Napisz do Redakcji