INFORMACJE NADCHODZĄCE IMPREZY
ARTYKUŁY
Edward Kamiński - Co to nieporobiło się |
Jacek Walicki WITRAŻYK O WIKTORÓWKACH Poniższa opowiastka ma wiele elementów. Jak to w życiu, przecinają się one pod rożnymi kątami i zlepienie ich w całość wymaga pewnego wysiłku. Także i od czytelnika. Zaczęło się od wspomnienia, które wysłałem gdzieś tam w sieć: "Było to dawno (wiem, bo wtedy byłem jeszcze młody szczyl). Za wiotką dziewczyną z Poznania zawędrowałem w Tatry, na Rusinową Polanę, Gęsią Szyję - te okolice. Ślicznie tam i cicho. Szałasami na Polanie rządziła Babka. Energiczna, pełna gburowatego serca, stara góralka. Pamiętam, że spałem na stryszku i było widać gwiazdy przez szpary w dachu. Byłem tam trochę - no, bo pięknie, no i ta dziewczyna... Dziewczyna tam była, bo poniżej polany, w lesie, jest śliczny mały kościółek. Braci jakichś tam... Nie wiem, dlaczego, ale zakonnicy wtedy byli z Poznania czy jakoś tak, i dziewczyna była religijna. Kręciłem się, zatem w obejściu kościółka, nosiłem wodę, rąbałem drzewo. Wieczorem siedziałem w kącie i słuchałem. Bracia wychodzili na nabożeństwo, ja szedłem po wodę... Nikt mnie nie pytał, co, jak i dlaczego. Dziękowali za pomoc, wieczorem dostawałem zupę. I tak to szło. Przez wiele dni. Dziewczyna pojechała do Poznania, ja do Moka się wspinać. Myślałem o tym miejscu, wiec pod koniec lata poszedłem tam znów. Babka pozwoliła spać w szałasie. Kilku braci było tych samych, przypomniałem się. Znów rąbałem drzewo i tak sobie tam siedziałem. Już nie dla dziewczyny... Potem był wrzesień, i trzeba było wracać na studia. " Po kilku dniach sieć przyniosła taki list: "Po datach zorientowałam się, że chyba pojawiłam się na polanie trochę później, dobrze pamiętam lata siedemdziesiąte. 69-ty to rok, który mam lekko zamglony. Kończyłam liceum i chyba właśnie wtedy, mój kuzyn orzekł, że trzeba mnie nauczyć życia i zabrał w Tatry. I tak się to zaczęło. Z tych pierwszych wakacji dobrze pamiętam czwórkę Lulków (Tadeusz, Krystyna, Elżbieta i najmłodszy z rodzeństwa, czyli w moim wieku lub tylko ciut starszy An - to od Jana), mieszkali w Klępnie k. Poznania i studiowali, a Tadeusz chyba wtedy był już asystentem w Poznaniu. Była też dosyć wysoka, chyba ładna młoda dziewczyna z Poznania i religijna, ale na pewno blondynka. Na imię miała Kasia, jej koleżanka chyba (?) Magda też nie pasuje do obrazu z Twoich wspomnień. Ale jeszcze poszukam w pamięci, może była w grupie Piotra Matylli czy Jacka A???skiego z artystycznej poznańskiej uczelni. Z Wrocławia znałam rodzinę Królaków, rodzice + Basia, Ania i Zbyszek, ale taternicko najbardziej doświadczony był Gabriel Bienioszek, studiował weterynarię we Wrocławiu w nieomal identycznych latach jak Ty. Przyjeżdżał chyba z trójką innych, pozostałych prawie nie pamiętam. Wsławili się (pomijam ściany i kominy), głośnym zatargiem z Wopem, kiedy z siekierkami wyławiali korzenie z Białki i nie chcieli zaakceptować granicy. Żołnierzom jednak ulegli po dwóch dniach spędzonych w Palenicy, bo nie takie groty ich fascynowały. Były też dwie dziewczyny z Wrocławia (dzisiaj mówię o nich dziewczyny), ale kiedy poznałam je, okazywałam szacunek. One zbliżały się do trzydziestki, ja do dwudziestu. Była to Monika Jaroszyńska i Ziuta Poturnicka (?), Historyczki. Monika pracowała w muzeum, Ziuta w szkole, chodziły same, przeważnie na Słowację i 30 kg na plecach nie było problemem. Imponowały nie tylko mnie! Wracaliśmy tam uparcie, zostawiając za sobą nasz świat codzienny. Bywalcy Rusinowej Polany, romantycy tatrzańscy. Po dwóch tygodniach przyszła książeczka i gruba koperta z szarobiałymi zdjęciami. Na nich zamglone Tatry i wiotkie postacie dwudziesto parolatków. Ile młodych pokoleń przeżyło swe najlepsze lata w tych malutkich górach w środku Europy! Nie znalazłem na zdjęciach mojej dziewczyny i nie rozpoznałem nikogo bliskiego. Ale twarze, choć dalekie, to jakby znajome. Znajome poprzez świadomość dzielenia tych samych wrażeń, tych samych dolin. Na wielu zdjęciach Dolina Białej Wody z charakterystycznym profilem Młynarczyka i zacięciem Kowalewskiego. Ale wróćmy na Rusinową - cytuję z przysłanej mi przez Marię książeczki “Królowa Tatr”: "Rzeczowy opis geograficzny podaje, że las Wiktorówek leży obok Rusinowej Jaworzynki, która rozciąga się wysoko nad dolina rzeki Białki między Gołym Wierchem a stromą Gęsią Szyją, na wysokości 1180-1330 m n.p.m. Nazwy Rusinowa Polana, Rusinowa Jaworzyna czy Rusinka pochodzą od sołtysa z Gronia, Karola Rusina, któremu około roku 1650 król Jan Kazimierz oddał w dziedzictwo Gęsią Szyję i przylegającą polanę. O Marii Murzańskiej, będącej jedną lub może jedyną z pasterek, niewiele wiadomo. Była wtopiona swą zwyczajnością w to, co ją otaczało. Przyszła na świat w pamiętnym dla Galicji roku 1846 i choć krwawa rzeź nie ogarnęła Podhala, dotknęły za to ludność dwukrotnie - w tym samym roku 1846 i 1848 - też niosące śmierć, straszliwe klęski głodu. Najprawdopodobniej urodziła się w Groniu. Do żadnej szkoły nie chodziła; analfabetyzm był powszechny wśród górali tamtych czasów, ale o ile na innych terenach ziem polskich z braku szkół plebanie i dwór przekazywały wiedzę i otaczały opieką dzieci chłopskie, to na Podhalu dworów nie było, praktycznie też nie istniało zorganizowane duszpasterstwo. Wszak pierwszy proboszcz - ks. Józef Stolarczyk - nastał w Zakopanem dopiero w roku 1847. W roku 1860, a więc gdy miała 14 lat, zdarzyło się w życiu Marysi cos niezwykłego. Było to w ciepłej porze roku. Marysia była czymś zajęta w szałasie wieczór nadchodził - gdy zorientowała się, że nie ma owiec, którymi się opiekowała. Na dodatek gęsta mgła ogarnęła całą Rubinową. Tak o tych wydarzeniach opowiada najstarszy zapisany utwór o Matce Bożej z Wiktorówek, wydany przez Drukarnię Podhalańska Borka w Nowym Targu. Mógł powstać około 1914 roku i zalicza się do typowych odpustowych pieśni dziadowskich:
Już to przed zachodem słońca Tam dziewczyna owce pasła, Oczy wznosi, widzi Panią, Ale jeśli grzeszyć nie przestaniecie,
Na miejsce, które wskazała Marysia (na smreku wisiał obraz po pierwszym, papierowym - malowany na szkle), przychodzili modlić się górale pasący owce i drwale pracujący przy wyrębie drzew. Później, na szkle malowany obraz zastąpiła płaskorzeźba pod szkłem Matki Bożej, chyba fundacji leśniczego, Władysława Bieńkowskiego. W końcu stulecia ktoś nieznany sprawił kapliczkę oraz figurkę Matki Bożej Królowej Tatr. W 1902 roku zbudowano małą kaplicę na wzór szałasu pasterskiego, a w niej umieszczono figurkę, pomieszczenie jednak rychło spłonęło, figurka ma natomiast do dziś osmaloną prawą dłoń. Pierwsza na większą skalę pielgrzymka na Wiktorówki odbyła się w roku 1910, a następne w latach 1912 i 1913. Zdaje się, że wszystkie one zorganizowane zostały w intencji dobrej pogody, ponieważ w tych latach występowały na Podhalu, wspominane do dziś, ulewne deszcze. Organizowanie pielgrzymek było dużą zasługą ks. Błażeja Łacika, pierwszego proboszcza Bukowiny, który `gazdował’ na swej plebani do 1934 roku. W czasie wojny zatrzymywali się w szałasach tatrzańscy kurierzy. Figurka Matki Bożej została na czas wojny schowana w Po wojnie losy Wiktorówek odzwierciedlały meandry historyczne.
Kardynał tu nas Duspasterz - tez prziseł do Babki na Rusinke. I kozdy tam po koleji pyto, herbate, herbate... Neji Ksiądz Kardynał tez herbate, a tu Babcia wyjachała na Niego: Ej, djasko’weście zjedli, ajeście zjedli - kozdy by herbatke kcioł pić, ale wody to mi ni mo kto przinieść... - Dy cemu przecie? - Miałabyk se teroz dwa wiaderecka wody swięconej...’ I jeszcze jeden list od Marii: Jacku, (po dzisiejszym Twoim liście) Późno już... powinnam iść spać, a kręcę się po domu, myślami znowu jestem w Tatrach. Rusinowa Polana - Babka, szałasy, zbocze Gesiej Szyji, rydze w pobliżu Złotego Potoku, Lodowy w poświacie wschodzącego słońca. Była jeszcze też piosenka i szczególnie jedna do dzisiaj kołacze się w mej pamięci. Autor jest mi nieznany. Słońca dysk zaginął już w konarach Przy ognisku wędrowców gromada Pięciolinii wyznaczonym szlakiem Znika w dali kalejdoskop twarzy Już nie znikną góry z twoich wspomnień Dobranoc. Jacek Walicki |