ARTYKUŁY
Od Redakcji
Miniony miesiąc
|
Bożena Ulewicz
fot. Andrzej Ulewicz

W Pasymiu zauroczył mnie pewien pocztylion. Od dziesiątków lat, na portalu miejscowej poczty przy ulicy Reja, wsparty na kiju, pędzi pochylony wydłużonym krokiem jakby szedł na Grunwald z torbą przerzuconą przez ramię i listem w energicznie wyciągniętej ręce. Wąsaty jak Wałęsa, w czapce z czarnym daszkiem, śpieszy w szczytnej misji. Koniecznie trzeba go zobaczyć.

Podobno w XVI wieku doszło do regularnej bitwy między mieszczanami Szczytna i Pasymia o browarnictwo - kto ma prym wieść w produkcji i wyszynku tego zacnego trunku. Patrząc wedle dzisiejszych realiów wydaje się, że wygrali mieszkańcy Szczytna, gdzie miejscowy browar nadal pędzi piwko na potrzeby lokalnego rynku. Aliści zaprzysięgłych piwoszy w Pasymiu także nie brakuje. Tego dnia, na progu zabytkowej kamieniczki pasymskiego rynku siedziało trzech filozoficznie nastrojonych do życia konsumentów przypominających, choć mniej schludnych, bohaterów „Rancza”. Miasteczko pełne sprzeczności na zapleczu zabytkowych kamienic rozpadające się szopy i chlewiki. Tak jakby ktoś pod perski dywan szybko zamiótł śmieci. Trudno powiedzieć, czy jest to już taki trwały designer wpisany w miejscowy produkt turystyczny.

Z drugiej strony są też plusy, jak modre Jezioro Kalwa, gotycko-barokowy kościół, neorenesansowy ratusz i kilka XIX, a nawet XVIII-wiecznych kamieniczek, w których fasadach można dopatrzyć się dawnej urody. Trzeba po prostu przymknąć oczy na niedostatki i otwierać tylko, aby podziwiać zabytki Pasymia, dawnego Passenheim, początkami sięgającego czasów „Starej Baśni”, W VI wieku Prusowie pobudowali gródek obronny na ostrowiu wrzynającym się w jeziorną taflę. W XIII wieku, na krótko, osadą zwaną wówczas Henrykowem władali biskupi warmińscy, którym włości, nie oglądając się na nic, odebrali Krzyżacy. Zbudowali zamek, kościół, młyn, browar i gorzelnię, zmienili nazwę i nadali Passenheimowi prawa miejskie. Było to w 1386 roku.
Życie toczyło się tu wartko, w rytmie typowym dla regionu: wojny polsko-krzyżackie, potem najazdy Tatarów, od czasu do czasu pożar, dżuma lub cholera. Po każdej klęsce wojny, moru lub pożogi miasto odradzało się jak gdyby nigdy nic. W XVII wieku corocznie odbywało się tu 10 jarmarków. Rzemiosło i handel miały się niezgorzej. Najwyższym uznaniem cieszył się cech sukienników, a zwłaszcza ich wyroby. Czy jeszcze wtedy na środku rynku stała murowana hala targowa obudowana drewnianymi kramami, z opisu przypominająca krakowskie sukiennice? Może właśnie do tej budowli nawiązuje gierkowski blaszak - dom handlowy zajmujący jedną trzecią rynku?.

Gotycki kościół stoi nad jeziorem. Mocna sylwetka, wieża z krytym gontem barokowym hełmem. W środku można się zachwycić niedawno odrestaurowanym manierystycznym, a nawet późnomanierystycznym ołtarzem z wyobrażeniem Trójcy Świętej, prospektem organowym, przepiękną amboną. Odświeżone polichromie, złocenia, przetykane barwnymi girlandami nadają wnętrzu atmosferę jasności i pogody. Przed ołtarzem srebrnoskrzydły anioł w pozłocistej szacie wznosi ręce nie wiedzieć w geście dziękczynienia czy zdziwienia. W głębi, po bokach, ulokowano Mojżesza i Aarona odświętnie odzianych. Przy kościele plebania z tablicą wieszczącą, że z 2 na 3 lutego 1807 roku wpadł tu na nocleg i napisanie paru listów do marszałka Davouta cesarz Francuzów. Gdy brakowało zamku lub pałacu, Napoleon najchętniej gościł się na miejscowych plebaniach.
Z kościoła, gdzie latem odbywają się cieszące sie już pewną tradycją Pasymskie Koncerty Muzyki Organowej i Kameralnej, prawie od razu wychodzi się na rynek, ale żeby zobaczyć ratusz trzeba przebiec pośpiesznie tuż obok blaszaka. Neogotycka budowla, podobno wzorowana na architekturze zamku znajdującego się w poczdamskim kompleksie pałacowo-parkowym Babelsberg. Nad wejściem herb Pasymia Matka Boża z Dzieciątkiem na ręku i mocnym berłem w dłoni. Niektórzy utrzymują, że jest to „lilija”. Okoliczne kamieniczki giną w cieniu paradnej siedziby pasymskich rajców.

Rynek trzeba koniecznie okrążyć, obejrzeć elewacje domów, a potem przejść się bocznymi uliczkami, aby dotrzeć do Ogrodowej, przy której stoją budynki gospodarcze służące nadal mniej reprezentacyjnym celom dawnych reprezentacyjnych mieszczańskich kamienic. To tu, na zapleczu szła produkcja rzemieślnicza, wykonywano różne prace gospodarskie, jak trzeba szlachtowano świnie, robiono kiełbasy, wędzono ryby pozyskiwane z pobliskiego jeziora, trzymano konie, krowy i kozy, wszystko co mogło przydać się domowi. Kaczki i gęsi do wody miały po sąsiedzku. Przy ulicy Jedności Słowiańskiej zachowała się stara wozowania. Czerwona cegła, poczerniałe wrota i boczne drzwi zabezpieczone porządną antabą, choć ktoś nadkruszył szkło niewielkiego łukowatego okna na parterze. Szkoda tylko, że z wozowni nie wyturla się zgrabna taradejka proponując przejażdżkę do przeszłości.
Ogródki przydomowe wyrastają nawet przy marnych posesjach. W przedburzowej duchocie omdlewają floksy, malwy, krzepko trzyma się nagietek, miejscami aż kipi od bujnie płożących się ogórkowych liści. Po siatkach, płotach kłębi się ciemnozielone, miejscami purpurowiejące dzikie wino. Pod fragmentem muru obronnego z czasów, kiedy to miasta strzegło baszt dwanaście, których nie zmogli Krzyżacy w czasie wojny trzynastoletniej, przydomowy kwietnik i praktyczny trzepak. Oryginalnym kształtem zadziwia wieża ciśnień z 1911 roku. Wprawdzie w bedekerach porównywana jest do kielicha kwiatu na długiej łodydze, ale równie dobrze może przypominać elegancką rezydencję Baby Jagi osadzoną na strusiej nodze.
Dźwierzuty, położone ok. 10 km od Pasymia, nie mają swojego jeziora, leżą wśród polno-leśnych pagórków mając w sąsiedztwie byłe PGR-y. Droga wąska, kręta. Spotkanie z jadącym z naprzeciwka autem, zwłaszcza na zakręcie, przy nadmiernej prędkości może być zaskakująco nieprzyjemne i nie ma co składać winy na przydrożne drzewa. Dźwierzuty są wsią gminną, niewielką, ale zdecydowanie bardziej uładzoną niźli Pasym. Warto tu zajrzeć dla jednego zabytku. Jest nim również kościół ewangelicki ledwie widoczny spośród starych jesionów, lip i klonów. Kiedyś stromą skarpę gęsto porastała dzika zieleń, zaborczo zagarniając całe otoczenie razem z cmentarzem. Dziś jest to starannie utrzymana, wykoszona, wygrabiona przestrzeń, piękna oprawa ładnej architektury świątyni stojącej niewątpliwie na miejscu tej pierwszej, z roku 1399. Jeszcze wcześniej był tu zamek, który bronił mieszkańców przed penetrującymi okolice Litwinami. Gdy w 1657 roku przez wieś przeszli Tatarzy, z mieszkańców przeżyły tylko cztery osoby.
Kościół dźwierzucki łączy w sobie późny gotyk z barokiem, jak twierdzą fachowcy. Wnętrze na pierwszy rzut oka nie olśniewa feerią barw jak pasymska świątynia. Uderza surowość, szarość drewnianego wyposażenia, biel ścian. Pełen złoceń ołtarzowy tryptyk z 1599 roku z trudem rozjaśnia mroczne, bo zacienione od pobliskich drzew wnętrze. W centralnej części rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa, w predellach portrety Lutra i Melanchtona. Poszczególne kwatery tryptyku wypełniają sceny ze Starego Testamentu.
Przy wejściu krzyż upamiętniający miejsce spoczynku pastora Kiehla żyjącego w latach 1808 1869. Bardziej znana postacią był inny miejscowy duszpasterz, Jan Samuel Gregorovius, czyli Grzegorzewski, urodzony w Dźwierzutach i zarządzający miejscową parafią w latach 1763-1776. Świetny kaznodzieja, którego homilie znalazły się w jednej z edycji „Postylli Polskiej”, zbiorze kazań chętnie wydawanych zwłaszcza przez protestantów.
Z Gregoroviusem spokrewniony był inny wybitny pastor, czujący się Polakiem Mazur - Gustaw Gizewiusz. Cmentarz położony niezwykle malowniczo za kościołem na każdym kroku dowodzi subtelnych polsko-mazursko-niemieckich wątków. Świeże liście konwalii
i poszarzałe sztuczne kwiaty przykrywają kamienną płytę grobową, jedną z wielu.”Her ruhen in Gott unsere lieben Eltern J. Waschkowski 1835-1921, Gottliebe Waschkowski geb. Pawelleck 1840-1916”. Napisy na żeliwnych krzyżach innych grobów nie dają się już tak łatwo rozczytać.

W Dźwierzutach robimy pętelkę i bocznymi drogami nawracamy w kierunku Olsztyna. Wokół pachnie samym środkiem lata. Bydełko w oczekiwaniu na deszcz zaległo w zacienionych partiach łąk. Stado koni wykazuje podobną roztropność. Przy błotnistym stawku czarnodzioba młodzieżówka bociania uczy się polować na żaby i ślimaki. Mijamy Rumy. Jedziemy na Sąpłaty. Jeśli ktoś ma ochotę niechaj zajrzy do dawnej szkoły stoi przy drodze i po uzgodnieniu z panią Zosią obejrzy skansenik, przez władze gminne zwany Muzeum Regionalnym. Mało kto wie, że to dawna Babska Izba, w której nieżyjąca już dziennikarka i pisarka Maryna Okęcka-Bromkowa organizowała spotkania integracyjne miejscowych gospodyń. Bajki tu opowiadano, na cymbałach grano, degustowano jałowcowe piwko. Panie przynosiły wychodzący z użycia sprzęt gospodarczy, rolniczy i domowy, którym posługiwali się dawni mieszkańcy Sąpłat Mazurzy i napływowi Kurpie z niedalekiego pogranicza.
Wzdłuż zielonego jeziora Sąpłackiego mijamy Rusek Mały i Rusek Wielki nad Jeziorem Ruskim. Po wodzie przeciągają łabędzie. Na polach dużymi łatami ściele się fioletowo-różowa wierzbówka. W Rusku Wielkim można się zacudować niespodziewanie ukazująca się zza zakrętu białą bramą, niczym do Wersalu, choć obiekty widoczne w głębi posesji noszą znamiona zdrowego rustykalnego stylu. W Gąsiorowie zróbmy krótki popas, aby obejrzeć galerię rzeźby sakralnej, której założycielem i twórcą był nieżyjący już ksiądz Jan Suwała. To tu po zielonej murawie żegluje łódź pełna rozmodlonych apostołów. Większość eksponatów stoi latem w ogrodzie. Do wejścia zachęca siedzący u furtki zatroskany Jezus, bodajże pierwsza z prac księdza rzeźbiarza.

Jakeś bracie się zmęczył, skorzystaj z agroturystyki „U Gieni”. Okolica agroturystyką stoi i na szlaku łatwo znaleźć miłe lokum na popas. A jak nie, jedź dalej. W niedalekich Giławach przywita cię tablica „Uroczysko Deresze”. Kilometr od niej na wzgórzu stoją zadbane, stylowe zabudowania pensjonatu, stajnia. Nowoczesnym akcentem jest kort tenisowy. Nie należy jednak liczyć na posiłek przyjeżdżając z zaskoczenia. Zarządzający przyjmują małe grupy turystów wcześniej umówione. W samych Giławach kościół neogotycki, bardzo ładny. Szpecą go tylko brzydko przycięte drzewa u głównego wejścia. Oglądany z daleka zachwyca ładną sylwetką wynurzającą się z bezmiaru jasnych łąk i wspierającą się o ciemną ścianę pobliskiego lasu.
***
Wybrane trasy rowerowe w okolicach Pasymia:
„Babska Chata”: Pasym, Grzegrzółki, Rusek Wielki, Sąpłaty, Dźwierzuty, Małszewko, Grzegrzółki, Pasym
(po prawdzie powinna nazywać się „Babska Izba” )
„Kośno”: Pasym, Michałki, Krzywonoga, Rezerwat Kośno, Łajs, Michałki, Pasym
Noclegi:
Pasym Ośrodek Wczasowy „Kalwa”
kalwa@kalwa-energopol.pl
www.kalwa-energopol.pl
Gąsiorowo Agroturystyka u Gieni
tel/fax (089) 513 3778,
tel. kom. 0506 964 504
Bożena Ulewicz
Następny artykuł:
|