Ewa Caputa - Trzy Miłości
skoro jest tak źle?
reportaż z wakacji w Polsce Ewa Caputa - Śladami Chopina OLIMPIADA Ewa Caputa - W herbaciarni Linda Rogers - Listy z RMS Empress Jonasz Kofta - dwa wiersze NADCHODZĄCE IMPREZY Mały Memoriał Galowy koncert w Vancouver |
Jurek KrzystekMUZYKA WSPÓŁCZESNA Powiedzenie, ze świat się stał mały, jest takim banałem, że nie powinno się od niego zaczynać żadnego tekstu. Ale to nie przeszkadza, że, co pewien czas odkrywam tę prawdę od nowa. Co do tej bezpośredniości to mam swoje zdanie, zważywszy 9-godzinną różnicę czasu, ale spikerka w rzeczy samej okazała się być Francuzką, a koncert istotnie prowadził Penderecki. Program składał się z dwóch części: przed przerwa - Penderecki, po przerwie Czwarta Symfonia Piotra Iljicza Czajkowskiego, zwana także „Małorosyjską”. Ale nie o tym chciałem pisać. Pomyślałem, bowiem, że recenzji samej muzyki Pendereckiego nie potrafiłbym napisać, bo ścieka ona (muzyka, nie recenzja) po mnie, jak po gęsi woda. Co więcej, nie tylko jego muzyka, ale w zasadzie cala tzw. "współczesna muzyka poważna". Współczesna, czytaj - II polowa XX wieku. Jestem pewien, że nie jest to tylko moje wrażenie. Łatwo było to, co roku zauważyć podczas festiwalu „Warszawska Jesień”, odbywającym się na ogół tuż przed rozpoczęciem regularnego sezonu koncertowego Filharmonii. Sala wypełniała się wtedy zupełnie inną publicznością niż ta, która uczęszczała na regularne koncerty. Nie będę dociekał, jaka była to publiczność, nie o to tu, bowiem chodzi. Drąży mnie myśl, skąd się to wzięło i odkąd to trwa. Ba, sam termin „muzyka poważna” (po angielsku ‚classical music’) jest chyba niezbyt dawnej daty. Kiedyś na pewno tak nie było. Nie było podziału na muzykę „poważną” i „niepoważną”. Gdy Mozart wystawiał swą operę „Wesele Figara” w Pradze, następnego dnia całe miasto śpiewało i tańczyło arie z tej opery. W nagrodę skomponował dla Pragi „Don Giovanniego” i reakcja była podobna. Czyli w krótkich słowach: jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku, a pewnie i 50 lat później, najwięksi kompozytorzy ‚tworzyli dla ludzi’, ludzi sobie współczesnych. Kiedy wiec muzyka "poważna" stała się nie do słuchania dla szerszej rzeszy społeczeństwa? W moim mniemaniu w tym momencie, kiedy nie dała się więcej zaśpiewać, zanucić, czy choćby zagwizdać. Niech mi ktoś spróbuje odgwizdać kilka kawałków ze „Święta Wiosny” Strawińskiego, czy „Koncertu na Orkiestrę” Bartoka. Owszem, zdarzały się i zdarzają wyjątki, nawet w minionym XX stuleciu, żeby wymienić francuskich impresjonistów, czy wielu kompozytorów rosyjskich z Prokofiewem na czele. Ale to są wyjątki. ‚Mainstream’ muzyki powędrował w stronę awangardy w rodzaju Bouleza, Cage’a, Nono czy Ligetiego. Awangardy takiej, że Pendereckiego słucha się po niej ze zdeklarowana przyjemnością, o dodekafonistach nie wspominając (miałem kiedyś okazję wysłuchać na festiwalu w Salzburgu Maurizio Polliniego gnębiącego fortepian i publiczność straszliwie nudną i długą - prawie godzinną - sonatą Bouleza; gdy na bis wykonał dodekafonistyczny utwór Weberna, brzmiało to jak niebiańskie harmonie). Trzeba przy tym zastrzec, że melodyka nie jest czymś obiektywnym i danym przez naturę. Muzyka średniowieczna melodyczna nie była, muzyka starożytna też nie, (choć tak naprawdę nikt nie wie, jak brzmiała muzyka starogrecka czy rzymska). Ale w czasach nowożytnych, tak od początku renesansu we Włoszech, melodia zdaje mi się być podstawą muzyki ‚dla słuchaczy’ - w odróżnieniu od muzyki ‚dla wykonawców’, która może polegać na innych elementach, docenianych jedynie przez wązkie grono profesjonalistów, ale nie przez szeroką rzeszę słuchaczy.
|